środa, 30 grudnia 2009

spalone wsponienia...

Godzina 6 rano, za oknem ciemność, pod kołdrą ciepło i przyjemnie, a na dworze zaczyna wyć. Znajomy dźwięk zbudził mnie z miłego snu. Wyło raz, potem drugi i znowu i znowu. Schowałam głowę, by nie słyszeć...
Godzina 10 rano, za oknem jasno, śnieg, zima, mróz.
Godzina 11 rano, kuchnia, radio, w radiu wiadomości...
Tak, stało się, dziś rano, przed "wyjcem" ogień znalazł sobie za ofiarę, stare kino. Stare, nieczynne od wielu lat kino "Tatry". Kino gdzie kiedyś, dawno temu chodziło się na filmowe hity sprzed wielu lat, kiedy jako dziecko zapadało się w rozkładanych fotelach, a ten zapach, starego budynku, pożółkłych prześcieradeł i wyobrażonej maszyny do pop-corn'u, której tam... nie było. To właśnie tam po raz pierwszy widziałam "Króla lwa" i osławionego "Titanic'a". To tam spędzało się zimowe ferie, na darmowych seansach, to właśnie wtedy, kiedy sala przepełniona dziecięcą niecierpliwością, żyła, choć budynek chciał już umierać.
Dziś kino poddało się zupełnie, dziś umarło po raz drugi, na zawsze.
Opuszczone, zaniedbane, stare.
Jeszcze nie tak dawno temu śniłam o starym kinie, o prześcieradłach i rozkładanych fotelach, o podświetlanym na czerwono napisie "WEJŚCIE", o zapachu starej drewnianej podłogi i zakurzonych firan, o drzwiach, których nigdy nie dało się otworzyć.
Spłonęło, wszystko spłonęło.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

przyjaźń nie istnieje...

... dociera to do mnie, a raczej docierało przez cały ostatni rok, w zasadzie ten rok, który wreszcie się kończy. Tak moi Państwo, są ludzie, którym zależy, nawet bardzo, którzy potrzebują towarzystwa, rozmowy, bycia z kimś bliskim, z kimś kogo znają długo i na tyle by nazwać go swoim przyjacielem. Są też tacy, którzy mają to wszystko gdzieś. Są ludzie którym zależy, ale nie potrafią zadbać o to, aby przyjaźń nie umarła śmiercią naturalną, a co gorsza, śmiercią niewyjaśnioną. Rok 2009 przyniósł mi jedno, bardzo fantastyczne wydarzenie, które z pewnością zapamiętam do końca życia, które wspominam do tej pory, które kosztowało mnie sporo pieniędzy, ale przede wszystkim kosztowało mnie sporych nerwów. To wydarzenie dało mi do zrozumienia, jak łatwo można zostać odrzuconym, tylko i wyłącznie dlatego, że jest się w szczęśliwym związku. To nie moja wina, że znalazłam kogoś kto jest dla mnie idealnie dopasowaną połówką pomarańczy, niezwykle słodkiej i soczystej. Po raz pierwszy poczułam i zobaczyłam, jak to jest być odrzucaną i odpychaną, jak to jest być ignorowaną i traktowaną jak powietrze. Bolało...
Dlaczego? Bo zrobił to ktoś, kogo uznawałam za przyjaciela. Teraz już wiem, że nie zasługiwał na tak honorowe miano. Teraz już wiem, że niepotrzebnie traciłam nerwy, że niepotrzebnie zepsułam sobie dzień, dzień, który potencjalnie miał być najfajnieszym dniem roku 2009.
Z drugiej strony jednak, są też ludzie, którym zależy, cholernie zależy, bo sami doskonale wiedzą, co się dzieje, kiedy w wielkim świecie, w świecie setek tysięcy ludzi, nie ma nikogo, komu mogą zaufać. To są ludzie, których chcesz uściskać, tylko po to, by móc okazać, jak bardzo ich lubisz, za to, że są.
Dzisiaj przekonałam się, że nie jestem już "jedną z najważniejszych osób na liście", że nie jestem potrzebna, że nigdy nie przytuli mnie za to, że jestem. Wiem jednak, że coś wyschło, zniknęło, umarło. Umarło w niewyjaśnionych okolicznościach. To była smutna śmierć, tyle, że ja jej nie chciałam i nie dowiem się już czy on też jej nie chciał...

piątek, 25 grudnia 2009

zaczynam od nowa...

Zbliża się nowy rok, kolejny rok, możliwości, zmian, nowości. Ten rok nie był najlepszy, ale nie był też najgorszy. Zaczynam od nowa... wszystko zaczynam od nowa. Nie chcę aby rok, który właśnie się kończy, znów się powtórzył. Nie mam zamiaru mieć deja vu. Czas na zmobilizowanie się i czas na zmiany. Na dobry początek... to właśnie. Pisząc "to", mam na myśli tego bloga, który, jak mam nadzieję, pomoże mi poukładać życie od początku.
Postanowienia noworoczne? Nigdy ich nie wypowiadałam, nie postanawiałam nigdy niczego. Czas to zmienić. Rok 2010 będzie rokiem dotrzymywania postanowień. I jeśli któreś ominę, nie dotrzymam, chcę aby ktoś lub coś uświadomiło mi: "Hej, Ty! Zapomniałaś! Cofnij się! Zrób to jeszcze raz!". Może będziesz to Ty? Albo Ty? Może po prostu ja sama.
Tak, postanowienia noworoczne to dobry pomysł, ale czułabym się dziwnie gdybym je ogłaszała całemu światu. Dlatego niestety nie zrobię listy, nie wywieszę sobie na czole ponumerowanych spraw, które w przyszłym roku zrobię. To zbyt prywatne, zbyt delikatne i bardzo osobiste. Chcę jednak aby przynajmniej część z tego co postanowię, spełniło się, oczywiście z moją pomocą. Kiedy tak się stanie, będę już w stanie pochwalić się życiowymi osiągnięciami.
Teraz, kiedy jestem rozbita na tysiące kawałków i sama nie wiem co począć z własnym życiem, nie mam ochoty rozpowiadać wszem i wobec jaka jestem, czego nie zrobiłam, czego żałuję, za czym tęsknię, czego pragnę.
Ostatnio miewam dziwne sny, dziś na przykład śniło mi się, że znalazłam mój niebieski zeszyt. Zeszyt z twardą okładką, z napisem "Deep blue", z bardzo ważną zawartością. Zeszyt pełen słów, kartki, na których zapisałam niemal każde wspomnienie, tak ważny zeszyt z ponad 150 wierszami, moimi własnymi małymi słownymi przeżyciami. Tak, nie mam go. Zagubił się. Zgubiłam go przez ten 2009 rok, wyjątkowo nieudany. Czekam na 2010, choć powitam go zapewne ze smutną miną, z niepewnością i ze strachem. W 2010 znajdę niebieski zeszyt z wierszami... oj, już znacie jedno z moich postanowień. Nieważne.
Ktokolwiek to czyta.
Fin

PS. Tak, to moje koty.