środa, 30 grudnia 2009

spalone wsponienia...

Godzina 6 rano, za oknem ciemność, pod kołdrą ciepło i przyjemnie, a na dworze zaczyna wyć. Znajomy dźwięk zbudził mnie z miłego snu. Wyło raz, potem drugi i znowu i znowu. Schowałam głowę, by nie słyszeć...
Godzina 10 rano, za oknem jasno, śnieg, zima, mróz.
Godzina 11 rano, kuchnia, radio, w radiu wiadomości...
Tak, stało się, dziś rano, przed "wyjcem" ogień znalazł sobie za ofiarę, stare kino. Stare, nieczynne od wielu lat kino "Tatry". Kino gdzie kiedyś, dawno temu chodziło się na filmowe hity sprzed wielu lat, kiedy jako dziecko zapadało się w rozkładanych fotelach, a ten zapach, starego budynku, pożółkłych prześcieradeł i wyobrażonej maszyny do pop-corn'u, której tam... nie było. To właśnie tam po raz pierwszy widziałam "Króla lwa" i osławionego "Titanic'a". To tam spędzało się zimowe ferie, na darmowych seansach, to właśnie wtedy, kiedy sala przepełniona dziecięcą niecierpliwością, żyła, choć budynek chciał już umierać.
Dziś kino poddało się zupełnie, dziś umarło po raz drugi, na zawsze.
Opuszczone, zaniedbane, stare.
Jeszcze nie tak dawno temu śniłam o starym kinie, o prześcieradłach i rozkładanych fotelach, o podświetlanym na czerwono napisie "WEJŚCIE", o zapachu starej drewnianej podłogi i zakurzonych firan, o drzwiach, których nigdy nie dało się otworzyć.
Spłonęło, wszystko spłonęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz